Macedonia: przepiękny kraj na Bałkanach, niestety nie jest dobrze znany wielu turystom nawet
tym, którzy mają na swoim koncie wiele podróży. Do niedawna byłam jedną z nich, lecz
niespodziewanie nadarzyła mi się okazja wyjazdu organizowanego przez firmę Rego-Bis.
Początek podróży miał miejsce na lotnisku w Katowicach; wczesna godzina poranna
malowała się zaspaniem na twarzach wielu osób. Po skończonej odprawie wszyscy pasażerowie
zajęli swoje miejsca w samolocie, gotowi na ponad godzinny lot w kierunku Macedonii. Nie obyło
się bez przygód, ale ostatecznie udało się osiągnąć cel podróży: port lotniczy im. św. Pawła
Apostoła w Ochrydzie. Malownicze położenie w sąsiedztwie jeziora Ochrydzkiego sprawiło, że
zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia! Ogromna powierzchnia, głębia błękitu
wody i urocze zabudowania przybrzeżnych miast z pewnością zachwyciły nie tylko mnie.
Po wylądowaniu zostaliśmy przywitani przez młode dziewczyny ubrane w kolorowe stroje
ludowe. Wpływ, jaki ciepły, słoneczny klimat ma na tamtejszych mieszkańców od razu rzucił się w
oczy- serdeczność i gościnność to cechy Macedończyków, jakich nie można by pominąć.
Po pierwszym noclegu w hotelu Bellevue udaliśmy się na zwiedzanie Ochrydy. Wycieczkę
rozpoczęliśmy od kościoła Maryi Peribleptos, którego wnętrze zachwyci każdego pasjonata historii
(i nie tylko!). Pochodzący z końcówki XIII wieku, jest jedną z pozostałości wpływów bizantyjskich
w tym miejscu. Freski przedstawiające różne elementy wiary chrześcijańskiej robią ogromne
wrażenie!
Kolejnym punktem programu był teatr antyczny, który funkcjonował w okresie
hellenistycznym i rzymskim. Po dziś dzień jest ważnym elementem starej części Ochrydy,
ponieważ to tam odbywają się coroczne koncerty światowej sławy gwiazd, mające na celu
promowanie tego zakątka świata. Czerpanie radości z dźwięków muzyki i rozkoszowanie się
widokiem jeziora w tle to bez wątpienia przeżycie, którego nie sposób zapomnieć.
Położona w najwyższej części miasta twierdza Samuela to kolejne miejsce, które
zdecydowaliśmy się odwiedzić. Pomimo licznych renowacji tego obiektu, ciągle można poczuć tam
klimat Ochrydy za czasów rzymskich, kiedy to broniono się przed najazdami wędrownych plemion
w czasie wielkiego przemieszczania się narodów. Jest to też idealny punkt dla miłośników fotografii
takich jak ja: zdjęcia wychodzą nieziemskie!
Dalej udaliśmy się w kierunku niższej części miasta, gdzie położona jest cerkiew św. Jana
Teologa. Jako jedna z wielu w tym kraju, jest bardzo ważną pamiątką historyczną tego rejonu, gdyż
jej powstanie datuje się już na wiek XIV. Jest to też idealne miejsce, by podziwiać uroki Zatoki
Ochrydzkiej, która skąpana w czerwcowym słońcu jest o wiele piękniejsza, niż można uchwycić to
na pocztówkach.
Zmęczeni po kilkugodzinnym odkrywaniu miasta w największym upale, wróciliśmy do
najniższej części miasta pełnej klimatycznych restauracji i charakterystycznych dla tego miejsca
sklepików z ochrydzkimi perłami. Raj dla pań kochających biżuterię i pragnących przywieźć z
wakacji jakąś nietypową pamiątkę!
Co początkowo zdziwiło mnie podczas spaceru po zakamarkach Ochrydy, to specyficzny
kształt lamp, które można dostrzec co kilkadziesiąt metrów. Biało-czarne pudełeczka były obiektem
najdziwniejszych przypuszczeń podczas dyskusji, jakie prowadziłam z innymi. Ku mojemu
zdziwieniu okazało się, iż jest to odwzorowanie kształtu domków, które mogliśmy podziwiać nieco
dalej. Jak zwykło się mówić: podróże kształcą!
Pod koniec dnia pełnego nowych doświadczeń nadszedł czas na relaks. Zarówno hotel
Bellevue, gdzie byliśmy zakwaterowani, jak i wiele innych, oferują dostęp do plaży i basenu, gdzie
można się zregenerować i nabrać sił na dalsze przygody.
Wypoczęci i gotowi na kolejną wycieczkę następnego dnia wypłynęliśmy statkiem w
kierunku św. Neuma. Podczas rejsu napawaliśmy się widokami górzystych wybrzeży widzianych
teraz z innej perspektywy i odpoczywaliśmy smagani promieniami dopołudniowego słońca.
Przystankiem na naszej trasie była tzw. Zatoka Kości, czyli muzeum na wodzie w postaci
domków utrzymanych w klimacie rzymskiej osady, która kiedyś właśnie tam się znajdowała. Jest to
idealne miejsce dla osób, które lubią podróże w czasie :)
Po osiagnięciu celu naszego rejsu, skierowaliśmy się ku klasztorowi św. Neuma- ucznia
Cyryla i Metodego. Pierwszą niespodzianką był kolorowy paw, który czekał na nas przy wejściu.
Swobodnie spacerował po terenie i chętnie pozował do zdjęć z osobami zachwyconymi specyfiką
tego miejsca. Sama cerkiew (choć niewielka) jest pięknie ozdobiona od wewnątrz i wypełniona
wiekowymi freskami, które zadziwiają głębią symboliki i znaczeń. W pobliżu znajduje się również
park, w którym można schować się przed wszechogarniającym upałem. Wszyscy byliśmy ogromnie
wdzięczni za chwilę odpoczynku w cieniu!
Będąc już w tych okolicach, warto zajrzeć do restauracji Ostrovo. Całą grupą mieliśmy
przyjemność spróbować tam wyśmienitych potraw lokalnych, a po skończonym posiłku była
możliwość, by mniejszymi grupami popływać łódkami. Podwodne źródła Black Drim, które można
było dostrzec podczas rejsu, to cud natury- podziwianie tej okolicy pełnej unikatowej fauny i flory
na długo zapadnie w mojej pamięci. Miłym zaskoczeniem były też żółwie, które powolutku
chodziły wśród nas i dla nich tak samo jak dla wyżej opisanego pawia: sesje zdjęciowe nie były
straszne! Miejsce to zachwyciło mnie w każdym detalu.
Po powrocie do Ochrydy zdecydowaliśmy się wybrać na wieczorny spacer po mieście. Jak
powszechnie wiadomo, miejsca zyskują jeszcze większy urok po zmroku- Macedonia nie jest w
tym przypadku wyjątkiem. Oświetlona twierdza, dobra widoczność gwiazd i regionalna muzyka
dobiegająca z przybrzeżnych restauracji tworzyły klimat jak ze snu. Co może dodatkowo wpływać
na urok tego regionu to nie tak rozwinięta komercja, jak w innych destynacjach turystycznych. Brak
głośnych imprez nocnych wypełniających całe miasto może zachęcić turystów, którzy naprawdę
chcą odpocząć. Dla tych, którzy jednak preferują zabawę do późnych godzin wieczornych też nie
brakuje odpowiednich i zadowalających miejsc. Moim zdaniem Ochryda po zachodzie słońca ma
swój niemożliwy do podrobienia urok, który jest wart poświęcenia wylegiwania się nad hotelowym
basenem (przynajmniej na jeden wieczór :D ).
Następnego dnia udaliśmy się na wyjazd do stolicy państwa- Skopje, która położona jest
około trzy godziny drogi od Ochrydy. Zboczyliśmy jednak odrobinę z głównej autostrady, by
dojechać do jednego z najurokliwszych kanionów, jakie dane mi było do tej pory zobaczyć. Kanion
Matka - położony na rzece Tresce w Parku Narodowym Mavrovo, jest domem dla 1000 gatunków
roślin i dziesiątek endemicznych motyli. Kolejny rejs łódką pozwolił nam dopłynąć do
zachwycającej jaskini Vrelo: uważana za jedną z najgłębszych jaskiń podwodnych na świecie
zachwyca swoją wielkością i przyjemnym chłodem. To idealne miejsce, gdzie można na moment
odetchnąć od duchoty panującej na zewnątrz. Warto wspomnieć również, że na łódce mieliśmy
okazję skosztować macedońskich owoców wypełnionych słońcem, z których najbardziej soczyste
były czereśnie: koniecznie trzeba ich spróbować będąc w tym kraju latem! Tamtejszy przewodnik
również zaskoczył nas swoją znajomością języka polskiego i przyjaznego nastawienia do turystów z
naszego kraju, których w Macedonii można spotkać bardzo często.
W czterdziestostopniowym upale zawróciliśmy na trasę do Skopje: tam zawsze w lato
temperatura jest wyższa niż nad jeziorem Ochrydzkim z prostego powodu: miasto to nie sąsiaduje
bezpośrednio z wodą. Zabudowania tego miasta wyróżniają się wielkością i rozmachem na tle
innych części górzystego, niezbyt zamożnego kraju. Na naszej trasie minęliśmy m.in. zoo oraz
ogromny Krzyż Milenijny. Rozpościerający się nad miastem, został on zbudowany na cześć dwóch
tysięcy lat chrześcijaństwa w Macedonii i nadejścia nowego millennium.
Rekompensatą za brak zwiedzania Skopje spowodowanego nużącym upałem był lunch w
restauracji Stara Kuka. Nazwa, jaką nosi to miejsce można przetłumaczyć na język polski jako
„stary dom” nie bez przyczyny. Utrzymana w macedońskim klimacie sprawia, że każdy
odwiedzający poczuje się mile widziany i ugoszczony wyśmienitymi przysmakami kuchni lokalnej.
W kolejny, niestety ostatni już dzień mojej macedońskiej przygody, zdecydowałam się
wykupić bilet na jeep safari. Tak jak trzy inne osoby z grupy, które również podjęły taką decyzję,
około dziewiątej rano zajęłam miejsce pasażera w jeepie prowadzonym przez Macedończyka.
Siedmiogodzinna wycieczka prowadziła nas szlakami Parku Narodowego Galicica. Mając
możliwość zobaczenia okolicy z innej perspektywy, która nieznana jest nawet niektórym
mieszkańcom Ochrydy, zakochałam się w dziewiczości i klimacie górskiej przyrody Ochrydy.
Kwitnące krzaki dzikiej róży, setki gatunków rzadko spotykanych motyli i wolno pasące się krowy i
owce sprawiły, że aż sam nas przewodnik uśmiechał się widząc mój zachwyt tym magicznym
miejscem.
Na naszej trasie nie zabrakło również krótkich przystanków w miejscach, gdzie mogliśmy
wykonać pamiątkowe fotografie lub posilić się macedońskimi przysmakami. Na jednym z nich nas
kierowca okazał się nie tylko dobrym przewodnikiem po okolicy, ale też znakomitym kucharzem!
Grillowane warzywa, mięso, sałatki i wiele innych potraw przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Ten słoneczny dzień to bez wątpienia czas, do którego będę chętnie wracała pamięcią na długo po
skończonej podróży!
W planie naszej podróży do zrealizowania został tylko ostatni punkt pod nazwą „powrót do
Polski”. Z głowami pełnymi pięknych wspomnień i bólem serca spowodowanego koniecznością
wyjazdu, dopakowaliśmy swoje walizki i wyjechaliśmy w kierunku lotniska. Tam wydaliśmy swoje
ostatnie dinary i wypełniliśmy ostatnie luki naszych bagaży pamiątkami takimi jak magnesy, sławne
trunki, ceramika czy bałkańskie przetwory. Lot do Katowic odbył się planowo: bezpiecznie
wróciliśmy do domów, gotowi, by podzielić się naszymi przeżyciami z innymi.
Na koniec warto wtrącić jeszcze kilka słów na temat macedońskiej kuchni. Tak jak podczas
innych moich podróży, miałam na celu spróbowanie jak największej ilości dań w celu wyrobienia
sobie opinii na temat tradycji regionu. Macedonia zaskoczyła mnie swoją różnorodnością i
wyrazistością smaków. Na przystawki najczęściej podaje się różnego rodzaju warzywa i sałatki.
Duże ilości soczystych pomidorów, ogórków i oliwek to idealny początek lekkiego posiłku
idealnego na wysokie temperatury. Kulinarnym odkryciem tego wyjazdu było dla mnie makalo,
czyli pasta z czosnku- dużo lepsza od dobrze nam znanego sosu czosnkowego przyrządzanego na
jogurcie. Często podaje się ją obok ajvaru, czyli popularnej pasty warzywnej w różnych odsłonach.
Wśród potraw wegetariańskich w moje gusta wpisały się również opiekane w cieście
cukinie, przypominające nieco chipsy. Sałatki: szopska (warzywa z dodatkiem słonego sera
owczego i oliwy) oraz macedońska (z często wykorzystywaną w tym rejonie papryką) to
obowiązkowe punkty na liście miłośników warzyw!
Potrawą, o jakiej istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia, jest gjomleze- czasochłonny i
trudny w przygotowaniu placek na bazie tylko trzech składników: mąki, oleju i wody. Najczęściej
przyrządzany jest porą zimową i podawany z ajvarem lub makalo. Obok gjomleze na macedońskich
stołach możemy spotkać kruszewską pitę, czyli tradycyjny pieczony placek z nadzieniem.
Bardzo ważnym elementem tamtejszej kuchni jest również ser bitolski, podobny do dobrze
znanego wszystkim sera feta. Biały ser można robić z mleka koziego, owczego lub krowiego;
często spotyka się też mieszane.
Wśród długiej listy najbardziej popularnych na Bałkanach dań głównych najbardziej
zasmakowało mi tavce gravce, czyli zapiekana fasola oraz sarma- liście winogron nadziewana
ryżem i mięsem.
Macedonia może pochwalić się również wyśmienitymi deserami. Obok różnorodnych
owoców najbardziej popularne jest ciasto na bazie biszkoptu moczonego w mleku i polanego
karmelem o nazwie trilece. Mimo iż osobiście nie jestem wielką fanką słodyczy na bazie mleka,
muszę przyznać że ten słodycz naprawdę mi zasmakował! Grzechem byłoby wyjechać z Bałkanów
nie spróbowawszy tradycyjnej chałwy- prawie każdy sklep z regionalnymi produktami oferuje
szeroki wybór tego przysmaku. Pośród wielu smaków i rodzajów każdy znajdzie coś dla siebie.
Trzeba również zapamiętać, że Macedonia nazywana jest krajem winem i rakiją płynącym.
Dorośli mogą wyruszyć na oglądanie winnic połączone z degustacją trunków; rakii natomiast
można spróbować u wielu lokalnych wytwórców.
Mój wyjazd na Bałkany zaszczepił we mnie miłość do piękna tamtejszej przyrody, bogactwa
historii i oryginalności kuchni. Muszę przyznać, że jest to rejon zdecydowanie wart odkrywania i
mam nadzieję, że będę miała okazję wrócić do dziewiczego i ciągle nieco tajemniczego miejsca,
jakim jest Macedonia!